Od jakiegoś czasu ludzie zadają mi pytania: Po co to robisz? Dlaczego? Co w tym jest?
Skłoniło mnie to do refleksji. Okazuje się, że dpowiedź jest dość prosta, nie wymagająca dogłębnej psychoanalizy ;-) choć łatwiej ją zrozumieć ludziom uprawiającym jakiś rodzaj aktywności. Nie chodzi tylko o zwyczajne zakodowane w genach "zaorywanie" się, o spełnianie potrzeby zmęczenia dla lepszego samopoczucia, choć w tym pewnie też tkwi część prawdy.
Na to pytanie łatwiej odpowiedzieć sobie samemu poprzez udział w różnych imprezach ultra. Zazwyczaj wczesniej czy później dopada mnie na trasie jakiś kryzys. Jeśli zbyt ostro zaczynam, tak że w pewnym momencie jestem bardzo wyczerpany, kryzys przynosi pytanie: co ja tu k...a robię? Przecież mógłbym w tym czasie siedzieć sobie w ogródku przy grillu popijając kolejne piwko. No tak, ale to jest zbyt proste i nie daje tego czegoś...
No właśnie - co jest tym czymś?
Tu dochodzimy do sedna sprawy. Znajdowanie się w ciąglym ruchu, chodzenie, a zwłaszcza bieganie, pozwala czlowiekowi czuć się zdecydowanie lepiej, daje zastzryk energii. Mowi się o endorfinach wytwarzanych podczas aktywności i pewnie bardzo dużo w tym racji. Do tego dochodzi uczucie spełnienia po osiągnięciu wyznaczonego celu, np. pokonaniu danego dystansu. Zawsze na koniec trasy w ramach zorganizowanych imprez ultra-biegowych odczuwam przypływ dodatkowej energii. Dostaję kopa. Bardzo lubię te momenty. Niesiony odnalezionymi niewiadomo gdzie pokładami energii, lecę przed siebie, odczuwając kolejny raz radość z czegoś niesłychanie ważnego - za kolejną barierą zmęczenia stać mnie na jeszcze więcej - to jest właśnie to COŚ!!! Nie ma tutaj najmniejszego znaczenia miejsce na którym jest się sklasyfikowanym na koniec, najważniejsze jest to, że kolejny raz pokonalem własne słabości.
Na to pytanie łatwiej odpowiedzieć sobie samemu poprzez udział w różnych imprezach ultra. Zazwyczaj wczesniej czy później dopada mnie na trasie jakiś kryzys. Jeśli zbyt ostro zaczynam, tak że w pewnym momencie jestem bardzo wyczerpany, kryzys przynosi pytanie: co ja tu k...a robię? Przecież mógłbym w tym czasie siedzieć sobie w ogródku przy grillu popijając kolejne piwko. No tak, ale to jest zbyt proste i nie daje tego czegoś...
No właśnie - co jest tym czymś?
Tu dochodzimy do sedna sprawy. Znajdowanie się w ciąglym ruchu, chodzenie, a zwłaszcza bieganie, pozwala czlowiekowi czuć się zdecydowanie lepiej, daje zastzryk energii. Mowi się o endorfinach wytwarzanych podczas aktywności i pewnie bardzo dużo w tym racji. Do tego dochodzi uczucie spełnienia po osiągnięciu wyznaczonego celu, np. pokonaniu danego dystansu. Zawsze na koniec trasy w ramach zorganizowanych imprez ultra-biegowych odczuwam przypływ dodatkowej energii. Dostaję kopa. Bardzo lubię te momenty. Niesiony odnalezionymi niewiadomo gdzie pokładami energii, lecę przed siebie, odczuwając kolejny raz radość z czegoś niesłychanie ważnego - za kolejną barierą zmęczenia stać mnie na jeszcze więcej - to jest właśnie to COŚ!!! Nie ma tutaj najmniejszego znaczenia miejsce na którym jest się sklasyfikowanym na koniec, najważniejsze jest to, że kolejny raz pokonalem własne słabości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz