fot. Jarosław Michalik

czwartek, 13 października 2011

Przejście Dookoła Kotliny Jeleniogórskiej 2011 - przygotowania

Po tegorocznym Przejściu postanowiłem napisać kilka zdań. Niestety zazwyczaj po pewnym czasie szczegóły wywiewa mi z głowy górski wiatr, więc poprzednie edycje pamiętam jedynie przez pojedyncze krótkie wspomnienia i kilka zdjęć, a szkoda...
 
Przygotowania zacząłem już w kwietniu od spacerów po Izerach. Może trochę dziwacznie było zaczynać od końca, ale w efekcie wrześniowym bardzo się to sprawdziło. Częściowo ze względu na zalegający długo w Karkonoszach śnieg, a częściowo przez magię Wysokiego Kamienia pierwsze trzy tzw. rekony miałem w tych magicznych górach. W ten sposób wyrobiłem sobie odruch Pawłowa - zawsze jak zaczynam podchodzić od Zakrętu Śmierci na Wysoki Kamień ślinię się na myśl o tamtejszej szarlotce ;-)

Bazując na doświadczeniach z poprzedniego Przejścia postanowiłem złamać na tej trasie dobę - nie żeby za wszelką cenę i nie że nie ma innej opcji, zwyczajnie człowiek chce się poprawiać, pokonać samego siebie, wyzwania są przecież solą życia...
W owym czasie rozpisałem więc całą trasę na odcinki czasowe, ambitnie i realnie, żeby nie przegiąć, wycelowałem w 23,5 godziny. Rozpisałem i... plan gdzieś sobie zaległ, odnalazłem go dopiero tydzień temu.;-)

W maju zamiast roztrenowywać organizm delektowałem się z Anitą urokiem wysp szczęśliwych...

Dopiero na początku czerwca wraz z Muztaghatą wybraliśmy się na czeską stronę Izerów. Zrobiliśmy pętelkę z wejściem na Ještěd, trasa była bardziej rekreacyjna, no bo jak napierać w krainie piwa? ;-)
Tydzień później prawdziwa zaprawa - Krakonošova Stovka. Trasy nie znałem, kondycji nie było, a pogoda delikatnie mówiąc nie rozpieszczała. Poza tym, podobnie jak reszta polskiej grupy z Wirkiem na czele, z Míru zbiegłem do Černého Dolu i dalej w las, dodając do trasy jakieś 10-15 km, taki czeski szał ;-) ... no ale jakoś skończyłem. Niestety okupiłem to kontuzją, dopadł mnie "shin splints" - w dodatku w ostrej postaci zapalenia ścięgna, wobec czego następne dwa miesiące o górach mogłem jedynie poczytać w branżowych magazynach. Transjura została przełożona na następny rok.

Pierwsze rozruchy po przerwie miałem dopiero w sierpniu. Początkowo delikatnie wokół Ślęży, jednak ścięgno cały czas dawało znać o sobie. Potem dwa tygodnie przerwy. Właściwie to w sierpniu zrobiłem dwa rozchodzenia. We wrześniu też dwa, ale bardziej intensywne i ostatnie dwa tygodnie przed Przejściem postanowiłem zostawić na regenerację mięśni. Tydzień przed Przejściem w związku ze zmianą przebiegu trasy był jeszcze mały rekon Jakuszyce-Kamieńczyk. Wtedy okazało się że z moim lewym kolanem coś jest nie tak...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz