fot. Jarosław Michalik

piątek, 7 września 2012

UTMB 2012 - byłem, widziałem...


Miejsce startu/meta w Chamonix z charakterystycznym koścołem w tle


Do Chamonix pojechałem zobaczyć jak ta impreza wygląda od strony kibica oraz na co mogę nastawiać się podczas biegu w przyszłym roku. Wyjeżdżając z Polski niedowierzałem, że we Francji leje i zimno i pada... ;-) u nas przecież było lato. Po dotarciu do Genewy dalej nie wierzyłem, że tuż obok jest tak nieciekawie, ale po dotraciu do Les Houches, gdzie spaliśmy, wszystko stało się jasne - łatwo w tym roku biegacze mieć nie będą. Utwierdziłem się w tym przekonaniu rano, gdy zobaczyłem ośnieżone stoki kilkaset metrów powyżej hotelu.

Dzięki świetnemu zorganizowaniu śledzenia postępów zawodników on-line wiedzieliśmy, że czołówka TDS zbliża się do naszego miasteczka. Wyszliśmy w nocy kibicować. Na punkcie kontrolnym pomimo padającego deszczu zebrała się spora grupa ludzi, z czego chyba połowę stanowili Polacy. Atmosfera była wspaniała. Na 103 km trasy najszybsi zawodnicy zatrzymywali się na kilka sekund po czym ruszali na finisz ostatnim w miarę płaskim odcinkiem do mety.

Artur z Wojtkiem wstali wcześnie rano, żeby autobusem dotrzeć do Courmayeur na start biegu CCC. Wobec niesprzyjających warunków ubrali się cieplej i wzięli dodatkowy bagaż, zwłaszcza Wojtek ;-). Ja z Tomkiem postanowiliśmy zrobić maly rekon. Zrobiliśmy pierwsze na trasie UTMB podejście z Les Houches na Le Delevret. Ostre ale bez przesady, wiadomo jednak, że tam nie ma co przesadzać z tempem, bo to dopiero poczatek trasy. Sił mieliśmy jeszcze sporo ale po skalkulowaniu czasu postanowiliśmy wracać, żeby zdążyć dotrzeć do Chamonix na start UTMB.

Atmosfera przedstartowa w Chamonix była rewelacyjna. Wzdłuż barierek wytyczających trasę powoli gromadziły się tłumy. Temperaturę podnosiła orkiestra bębniarzy przechadzająca się w okolicach miejsca startu. Planowany na 18:30 start został przesunięty, gdyż do mety zbliżał się najszybszy zawodnik CCC, który dzięki temu załapał sie na mega owacje. Tofol Castaner Bernat na skróconym do 85 km dystansie uzyskał czas 8h 57 min, na takiej trasie i w tych warunkach to prawdziwy kosmos, ale Hiszpanie od kilku lat mają bardzo mocną ekipę, nie wspominając o wielkim nieobecnym KJ ;-)

Potem już były emocje przed UTMB. Ze wzgledu na pogodę trasa zostala skrocona ze 166 km do 103 km, co wielu uczestników przyjęło z niezadowoleniem, ale względy bezpieczeństwa zawsze są dla organizatorów, a zwłaszcza dla sponsora tytularnego priorytetem. Podczas tegorocznej jubileuszowej 10 edycji warunki pogodowe były chyba najgorsze z wszystkich dotychczasowych.
Ostatni zawodnicy docierali na start. Przybiegł Tsuyichi Kaburaki, potem ekipa z teamu The North Face z Sebastianem Chaigneau i Lizzy Hawker na czele. Przeszedł też Piotrek Hercog, którego zaczepiłem życząc mu powodzenia na trasie. Organizatorzy poinformowali o bardzo trudnych warunkach w górach, o tym że obowiązkowo każdy ma mieć 4 a nie 3 warstwy odzieży i ostrzegali żeby nie zatrzymywać się w górnych partiach nawet na chwilę tylko napierać żeby nie zmarznąć. Egzotycznie przy tych słowach wyglądali zawodnicy z pierwszych rzędow odziani w krótkie spodenki i koszulki. Kilka chwil później przy dźwiękach "Conquest of paradise" Vangelis'a odliczanie i... wśród braw tlumu kibiców ruszył jeden z najbardziej kultowych biegów górskich świata. Emocje udzieliły się chyba wszystkim, fantastyczny moment.

W nocy nerwowo śledziliśmy postepy naszych. Piotrek Hercog od początku był w czolówce i na każdym punkcie przesuwał się coraz wyżej. Artur z Wojtkiem pokonywali kolejne etapy CCC. W nocy ponownie wyszliśmy na punkt kontrolny Les Houches, gdyż na zmienionej trasie był on na 72 km. Po obejrzeniu czołówki pojechaliśmy do Chamonix, gdzie wg. naszych obliczeń niebawem miał dotrzeć Artur. Chwilę jednak musieliśmy na niego zaczekać, tj. ok 2h ;-) Niesamowite było dla mnie to, że pomimo pory nocnej, sporo ludzi stało na ulicach bijąc brawo kolejno przelatującym zawodnikom. Ok 5 rano przybiegł Artur, zmęczony ale zadowolony. Wypiłem piwko za jego sukces. Kilka chwil później do mety dotarł François D'Haene - zwycięzca UTMB, ktory uzyskał czas 10h 32 min. Jak oni to robią???!!! ;-) Herci z czasem 12h 32 min. skończył na 15 pozycji, co jest najlepszym dotychczas wynikiem Polaków w tej imprezie. Na Wojtka niestety już nie doczekałem, zmieniliśmy się ponieważ musialem iść spać. Dotarł na metę ok. 9.00. Wszystkim należą się gratulacje za walkę i wygraną!

Zostaliśmy jeszcze do niedzieli, na oficjalne zakończenie imprezy. Pogoda zdecydowanie się poprawiłą, tak jakby na kilka dni zawodów ktoś postanowił zademonstrować ludziom ekstremalną stronę gór. Wrociłem z fantastycznymi wrażeniami. Za rok stanę na starcie UTMB, oby pogoda dopisała, obym mogł się przekonać czy pokonanie kultowych 166 km dookoła Mont Blanc jest w moim zasięgu...

... i jeszcze kilka fotek:


 
1,5h przed startem wzdłuż trasy wylotowej zagęszcza się:


Widok startu od strony zawodników, na ekranie po prawej było odliczanie:



Pogoda w niedzielę zdecydowanie poprawiła się:


Artur (Muztaghata) - FINISHER:


Herci zadowolony ze swojego wyniku - GRATULACJE!!! (wiem wiem..., muszę coś zrobić żeby nie zdegenerować kolan w przyszłym roku ;-)  ):

Tsuyoshi Kaburaki:


Sebastien Chaigneau (w tym roku niestety zrezygnował po 90 km):

Zwycięzca tegorocznej edycji UTMB François D'Haene:






The North Face team podpisuje plakaty, w środku Lizzy Hawker która w tym roku zwyciężyła UTMB wśród kobiet po raz 5:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz